***Olka***
(27.07.2015r. - poniedziałek)
Wyjeżdżam.
Miałam 15 minut do odlotu, a że miałam moje ukochane rolki założyłam je i zaczęłam sobie jeździć w kołku i o mało co nie spóźniłyśmy się z Sarą na samolot, ale co tam.
O 14:30 wyleciałyśmy, więc za około 2 godzinki będziemy na miejscu. Kurde, no czemu ja... Czemu to nie Sara musi się wyprowadzić tylko ja. Takie typowe gimbusiarskie żal.
O 14:30 wyleciałyśmy, więc za około 2 godzinki będziemy na miejscu. Kurde, no czemu ja... Czemu to nie Sara musi się wyprowadzić tylko ja. Takie typowe gimbusiarskie żal.
***
Było coś około 16:40, kiedy wysiadłyśmy z samolotu. Wiadomo, jak to po podróży odbiór walizek itp. Kiedy wyszliśmy z holu zobaczyłam tatę. Podbiegłam do niego i przytuliłam go. Zaraz potem zobaczyłam Adriana. Adrian to nasz brat, ale wolał zamieszkać z tatą. Jest jeszcze Tony. Syn dziewczyny mojego taty, ale on z nimi nie mieszka tylko u swojego ojca.
A: Cześć, Olka - przytulił mnie mocno. Bardzo lubiłam Adriana, mieliśmy świetny kontakt, dobrze się dogadywaliśmy.
Jak już się przywitaliśmy to poszliśmy do samochodu.
Jeździłam do taty raz albo dwa razy w roku, więc wiedziałam, jak wygląda droga do jego domu i właśnie nie jechaliśmy tą drogą. Nie no, ok. Może jakieś roboty drogowe są i tata jedzie inną drogą. Spoko, zdarza się.
Mija 15 minut - powinniśmy już być na miejscu, no ale, nie jedziemy dalej.
Kolejne 15 minut. Już nie wytrzymałam:
O: Gdzie Ty kurna jedziesz?
Ta: Tam gdzie kurna mieszkamy.
O: Przecież mieszkałeś w centrum Londynu, co Ty człowieku na głowę upadłeś?
Ta: Po pierwsze; trochę grzeczniej. Po drugie; sprzedałem mieszkanie, dołożyliśmy trochę pieniędzy i kupiliśmy dom.
O: Co? Gdzie? I po co? Tam było dobrze.
Ta: Alex - tak zwrócił się do mnie w angielskim odpowiedniku mojego imienia - zauważ, że będzie Nas w domu piątka, a obecnie szóstka.
O: No okej... - W myślach policzyłam, ile nas będzie, ale coś mi nie grało, jak to sześć: tata, jego dziewczyna, Adrian, ja i Sara... Przecież to sześć.
Po jakichś dwóch minutach mojego liczenia krzyknęłam:
O: Jak sześciu?! Pięciu - nagle Adrian z tatą zaczęli się śmiać. - No co?
A: Tony wprowadził się do nas - nadal się śmiali. - Chcieliśmy zobaczyć, ile zajmie Ci dojście do tego, że coś nie gra - śmiał się dalej...
O: Dzięki - burknęłam. Tak, wiem, wiem. Z matematyką zawsze mieliśmy jakieś spiny...
Jeździłam do taty raz albo dwa razy w roku, więc wiedziałam, jak wygląda droga do jego domu i właśnie nie jechaliśmy tą drogą. Nie no, ok. Może jakieś roboty drogowe są i tata jedzie inną drogą. Spoko, zdarza się.
Mija 15 minut - powinniśmy już być na miejscu, no ale, nie jedziemy dalej.
Kolejne 15 minut. Już nie wytrzymałam:
O: Gdzie Ty kurna jedziesz?
Ta: Tam gdzie kurna mieszkamy.
O: Przecież mieszkałeś w centrum Londynu, co Ty człowieku na głowę upadłeś?
Ta: Po pierwsze; trochę grzeczniej. Po drugie; sprzedałem mieszkanie, dołożyliśmy trochę pieniędzy i kupiliśmy dom.
O: Co? Gdzie? I po co? Tam było dobrze.
Ta: Alex - tak zwrócił się do mnie w angielskim odpowiedniku mojego imienia - zauważ, że będzie Nas w domu piątka, a obecnie szóstka.
O: No okej... - W myślach policzyłam, ile nas będzie, ale coś mi nie grało, jak to sześć: tata, jego dziewczyna, Adrian, ja i Sara... Przecież to sześć.
Po jakichś dwóch minutach mojego liczenia krzyknęłam:
O: Jak sześciu?! Pięciu - nagle Adrian z tatą zaczęli się śmiać. - No co?
A: Tony wprowadził się do nas - nadal się śmiali. - Chcieliśmy zobaczyć, ile zajmie Ci dojście do tego, że coś nie gra - śmiał się dalej...
O: Dzięki - burknęłam. Tak, wiem, wiem. Z matematyką zawsze mieliśmy jakieś spiny...
***
Dojechaliśmy do mojego nowego domu. Jak się okazało droga nie była tak długa.
Było to dość bogate osiedle, ale nasz dom był na samym końcu, więc tak jakby mieliśmy więcej prywatności niż reszta naszych sąsiadów.
O: Łał - szepnęłam. Weszliśmy do domu. - Gdzie mój pokój?
A: Na samej górze. - Adrian mnie zaprowadził. - To jest cały Twój pokój - uśmiechnął się. - Tam masz łazienkę, a tam balkon. Rozpakuj się. Nie mogłam w to uwierzyć. Ten pokój miał z 50m2! Obok była śliczna łazienka z prysznicem i wanną i jeszcze balkon z dwoma leżakami, stoliczkiem itp. Wow, ślicznie po prostu.
Po tym całym ogarnięciu się poszłam do salonu i usiadłam, a że ja nie umiem długo siedzieć w miejscu poszłam na spacer. Nawet nie wiedziałam gdzie, ale co tam.
Po około dwóch godzinach postanowiłam wrócić do domu tylko nie wiedziałam w którą to było stronę... Chciałam zadzwonić do taty, ale komórka mi padła. No to ładnie. 16 - nasto latka zgubiła się w Londynie. Pozdro.
Byłam gdzieś, nawet nie wiem jak to nazwać. Wydawało mi się, że jest to jakieś osiedle na obrzeżach Londynu. Nie wiele myśląc zaczepiłam jakąś kobietę, a ta mi odpowiedziała:
- Mała gówniara, zaczepia ludzi, nie żebrz tutaj! To porządna i bogata ulica! Spadaj stąd, ale już! - osłupiałam. Noo, nie powiem. Mili Ci Londyńczycy.
Po tym całym ogarnięciu się poszłam do salonu i usiadłam, a że ja nie umiem długo siedzieć w miejscu poszłam na spacer. Nawet nie wiedziałam gdzie, ale co tam.
Po około dwóch godzinach postanowiłam wrócić do domu tylko nie wiedziałam w którą to było stronę... Chciałam zadzwonić do taty, ale komórka mi padła. No to ładnie. 16 - nasto latka zgubiła się w Londynie. Pozdro.
Byłam gdzieś, nawet nie wiem jak to nazwać. Wydawało mi się, że jest to jakieś osiedle na obrzeżach Londynu. Nie wiele myśląc zaczepiłam jakąś kobietę, a ta mi odpowiedziała:
- Mała gówniara, zaczepia ludzi, nie żebrz tutaj! To porządna i bogata ulica! Spadaj stąd, ale już! - osłupiałam. Noo, nie powiem. Mili Ci Londyńczycy.
***
Około 19 (spotkałam po drodze stację metro, gdzie właśnie widniał zegar) znalazłam się w głównym Londynie. Ja też nie wiem jak. Z własnej bezradności, z bólu nóg i głodu usiadłam na chodniku i ukryłam twarz między kolanami. Zaczęłam wspominać wszystkie piękne chwile z Remkiem i Aśką...
Tak rozmyślając poczułam delikatnie szarpnięcie.
Da: Hej, dobrze się czujesz? Jestem David, nie bój się - uśmiechnął się. Facet około 30.
A: Ol.... Alex - no tak. W Anglii jestem, lepiej Alex niż Ola.
Po kilku minutach rozmawiania z owym Davidem dotarło do mnie, że to może być jakiś pedofil, albo nie wiadomo kto. Kurde, co ja robię?!
David delikatnie dotknął mojego ramienia, nawet zapomniałam o czym rozmawialiśmy. Przerażona krzyknęłam:
A: Zostaw mnie Ty zboczeńcu jeden! - czym prędzej pozbierałam się z podłogi i zaczęłam uciekać. Usłyszałam za sobą głosy typu "wystraszyłeś ją!" itp. Szybkim ruchem głowy odwróciłam się na ułamek sekundy i wydawało mi się, że... nie, mam już jakieś omamy, zwidy itp.
Gdy już zmieniłam zupełnie miejsce ponownie usiadłam, ale na ławce i oczy miałam szeroko otwarte. Czy ja się boję? Nieee, skąd.
Mój telefon już się nawet nie włączał. Nie wiedziałam co robić.
Dosiadła się do mnie dziewczyna. Na oko w moim wieku jakoś.
Po kilku minutach odezwała się:
(?): Co tu robisz?
A: Mogłabym Cię zapytać o to samo.
(?): Maggie. Maggie Smith - wysunęła rękę w moim kierunku. Uścisnęłam ją.
M: Czemu tu jesteś?
A: Szczerze?
M: Jasne.
A: Zgubiłam się, jestem nowa tutaj, ledwo gadam po angielsku i na dodatek telefon mi się rozładował.
M: Chcesz skorzystać z mojego telefonu? - z nieba mi ta laska spadła!
A: Jeśli mogę.
Zadzwoniłam do taty, pod koniec rozmowy próbowaliśmy się dogadać, gdzie jestem, żeby mnie odebrał stąd, ale wtrąciła się Maggie:
M: Ja Cię odwiozę. Znam dobrze Londyn.
Oświadczyłam tacie, że moja nowa znajoma mnie zawiezie.
Ruszyłyśmy do jej samochodu. Okazało się, że ma ona ... Taki o to samochodzik.
Myślałam, że to żart, ale jednak nie.
A: Twój?
M: Tak.
A: Świetny i pewnie bardzo drogi.
M: Nieprawda. Co chwile się psuje i muszę jeździć tym okropnym BMW... - powiedziała, że okropnym, pewnie jakieś stare BMW czyli jednak nie tak kolorowo jak mi się wydawało.
Dość szybko jechałyśmy, więc w kilkanaście minut byłam pod domem. Maggie popatrzała na dom i powiedziała bardziej do siebie niż do mnie:
M: Chatka, domek na wakacje tygodniowe... Co ten świat robi z ludźmi... Tak się zniżyć.. - odjechała z piskiem opon. A ja nie wiedziałam o co jej chodzi, ten dom jest bardzo ładny... najwyraźniej ta laska urwała się z choinki i żyje w świecie Barbie.
***Aśka***
(27.07.2015r. - poniedziałek)
Wstałam dość wcześnie rano. Jeszcze przed rodziców wyjściem do pracy. Poszłam do kuchni, gdzie siedzieli popijać poranną kawę.
A: Jadę do Olki - oznajmiłam stając przed nimi w poważną miną.
Ta: Okej, nie ma problemu. Podwieźć Cię?
A: Słucham?
Ta: Zapytałem, czy Cię podwieźć.
A: Nie jesteś w stanie - dziwnie to zabrzmiało, a rodzice popatrzeli po sobie.
Ta: Przecież to kilka...
A: Kilka tysięcy kilometrów.
Ma: Co Ty Aśka pleciesz? Dobrze się dzisiaj czujesz? Może wróć do łóżka - przyłożyła dłoń do mojego czoła. Ja się dobrze czułam za to ewidentnie nie mogliśmy się dogadać...
A: Olka mieszka w Londynie przeciez.
Ta: Nasza Olka?
A: Nie. Nasza Olka.
Ma: Jak to w Lonydnie?
A: MÓWIŁAM WAM!
Rodzice chwilę się zastanowili po czym równo odpowiedzili:
Ma&Ta: Nie ma mowy.
A: Ale ja was nie pytałam o zgodę. Ja wam oznajmiłam swoją wypowiedź. Wracam za kilkanaście dni. Kocham Was - cmoknęłam rodziców w policzek i poszłam się pakować.
Taki tam spontan.
---------------------------------------------
Wiem, ze pierwsze rozdziały takie nudne i wgl, ale muszę to jakoś rozkręcić i powoli wpadam na fajne pomysły :)
Następny post będzie:
- dłuższy
- ciekawszy
- pojawi się maxymalnie za 4 dni
- ciekawszy
- pojawi się maxymalnie za 4 dni
Pozdrawiam i koniecznie skomentujcie <3
~ Alex xoxo

